Ukoronowany zmęczeniem po ciężkim dniu, Niepomny na krzywdy i niewygody Patrzę jak dziecko w niebo, szukając w nim Boga; Na dogorywającym firmamencie Samotna gwiazda, jak łza w powiece nocy, Która, wybudzona ze snu głębokiego, Wstała, na wpół otworzywszy oczy Świadoma czekającej jej kolejnej zmiany W młynie nieboskłonu, w którym praca nie ma końca, W którym wciąż unosi się woń spoconego słońca