Go back Poniedziałkowy - 22.08.2024
Kawa biała jak luty śnieg kwietnia
Wybudza mnie z wiecznego snu
Widzę, że mnie gonią
Myślę, że nie muszę
A jednak uciekam
Biegnę, potykając się o biurka
Z Libanu delikatnego jak szkło
Widzę szpetne ryje żądz, pasji
I moich kochanych współpracowników
Ze szczytów gór dokumentów patrzą się
I nie mówią nic, choć chcą krzyczeć
Wtem słyszę głos matki
I mówi ona
"Kup mi synku kostkę brukową"
Wybiegam z biura na ulicę
I rzucam się jak kamień na kolana
A ulica za rękę mnie prowadzi
Do piekła w tych ich smutnych oczach
Gdzie międzynarodowa burżuazja
Rozrywa i składa moje ja
A wszech krajów proletariat
Na żywe moje,
Choć nieswoje,
Zwłoki pluje
Pistolet mi daje
Pan w zielonym płaszczu
A ja płaczę i żałuję
Obudził mnie budzik
To wszystko w mojej glacy
Sen, mara, ułuda
Próba przed tygodniem pracy